Tak będzie wyglądał mój syn.
O jacież pierdziele. Ależ ja głupia byłam. A mój syn wcale tak nie wygląda, i wcale nie będzie.
Jeansy zakładam mu jak idziemy w gości, albo gdy jest jakaś okazja. Nigdy na codzień. Na codzień biega w samych rajtach po domu, a poza domem w dresach. Ciepło, wygodnie, i nie ma problemu nogi zadrzeć ponad wysokość swojej głowy. Czasami jak idziemy na kulki, to właśnie widzę tam chłopców, chłopczyków w super modnych jeansach - rurkach. Albo dziewczynki w pieknych sukienkach z cekinami. Na kulkach.
Aż im współczuje. Nie muszę chyba mówić że te dzieci się czołgają, nie bawią, bo te super modne spodnie nie pozwalają na rostaw nóg szerszy niż 58 stopni.
Mały ma swoje ulubione dwie bluzy. Jedna jest czerwona z kapturem, i nadrukiem ciuchci Tomka. Ładna, ale już przymała. Lata w niej po domu, bo nie wyrzuce przecież, bo to ulubiona.
I mój koszmar. Szara bluza z małymi ryjkami Myszki Miki.. Wszędzie. Wygląda jak piżamka i jest zdecydowanie dla niego za blada. I uwielbiam, kocham wręcz ten moment gdy otwieram szafkę żeby wybrać mu coś wyjściowego, i tylko widzę mała rączke nad moim ramieniem i już widzę gdzie ta rączka zmierza..
Synu. proszę nie! Nie rób tego, tylko nie to..
Ale oczywiście moje próśby nie zostały wysłuchane, jak zawsze zresztą. I stoi z tą bluzą, i pokazuję mi ją , i się upewnia:
" Mama! tak ? "
No tak tak, oczywiście że tak. Ty masz lubić to co masz na sobie, mnie może w oczy boleć.
Ubranka mojego dziecka to nie są mini wersje ubrań mojego brata czy partnera. To są ubranka dziecięce, kolorowe, wygodne, z nadrukami ulubionych postaci z bajek. I mój syn nie wygląda w nich jak dzieciak jakiejś hollywood'zkiej gwiazdy z okładki Vogue. I nie zależy mi na tym. Nie wrzucam miliona pięciuset fot dziennie na fejsa i insta.
Czeszę mu włoski, ubieram schludnie, kolorowo i co najważniejsze - wygodnie. I idziemy w świat.