środa, 27 stycznia 2016

Powrót do domu




-Wiesz Ola, jak jechaliśmy na Litwę to jeszcze było spoko, ale za Kaunas, jak już wjeżdżaliśmy na obrzeża Wilna to żołądek podszedł mi do gardła. -Wiem, mam tak samo za każdym razem gdy samolot zniża się do lądowania i mogę zobaczyć wielki napis "Port lotniczy Lecha Wałęsy w Gdańsku"
Wracamy tam skąd przybyliśmy.

Nie pamiętam czy miałam takie uczucie do jakiegokolwiek miejsca, gdy jeszcze mieszkałam w Polsce. Ale teraz spotyka mnie ono dosyć często. 
Polska swoją drogą, zawsze ta ziemia będzie mi bliska. Ale co ciekawsze mam takie uczucie za każdym razem gdy wjeżdżam lub ląduję w moim mieście. W tym w którym mieszkam, teraz. 

Jest to najbardziej wysunięte na północ miasto w Szkocji, raz na jakiś czas zdarza mi się wyjechać, zawsze na południe. Nieważne czy wyjeżdżam na weekend, parę godzin czy dwa tygodnie, wracając jedyną chyba możliwą drogą, w pewnym momencie znajduję się na górce, i w dole z oddali widać panoramę miasta. Światła, budynki, wzgórza. To jest ten moment kiedy cieszę się,że jestem już w domu.
Znam to miasto, dzielnice, wszystkie ośrodki handlowe, połączenia autobusów i szkoły. Skróty, miejsca które lepiej omijać ze względu na korki lub złą reputację. Jeżeli się zgubie w jakimś zakamarku w którym nie bywam - szybko się odnajdę. 
Nocami centrum opanowane jest przez grupy młodych ludzi, pijanych w trzy dupy. Dziewczyny - w miniówach, za dużych sandałkach - koniecznie na minimum 10cm obcasie w których śmigają jak sarenki - nowo narodzone sarenki, żeby było jasne. Dużo taksówek, zapach alkoholu w powietrzu, i jeszcze więcej wymiocin. I wszechobecne mewy, czające się na resztki frytek z McDonald's. 
Stara cyganka z połamaną dziecięcą gitarą na głownej ulicy to zdecydowanie wizytówka miasta. 
Miasto pieszczotliwie bywa nazywane granitowym, albo srebrnym. Bo srebrne jest - maksymalnie 10 dni w roku, kiedy to słońce wychodzi zza chmur a budynki z szarego, surowego granitu odbijają promyki słońca. 
Przez pozostałe 355 dni w roku, wszystko jest po prostu szare, melancholijne i przytłaczające. Spotkałam się też z komentarzem że to miasto jest depresyjne, ale mnie osobiście wszechobecna szarość uspokaja. 
Muszę wspomnieć że to właśnie to miejsce jest uznane za europejską stolicę czarnego złota. Aberdeen spływa ropą naftową, dosłownie. Firmy olejowe są wszędzie, wielkie koncerny mają tutaj siedziby. Połowa, jak nie więcej ludzi w tym mieście pracuje w olejówce. Przez tą całą ropę, dorobiliśmy się miana najdroższego miasta w Wielkiej Brytanii. 
Komukolwiek wydaję się że rozmawia po angielsku, zapraszam. "Yes" to "aye", "About" to "aboot", "know" to "ken", "what" to "fit" a "auć" to "aya fucker". Nie wymawia się litery T , czyli Scottish czyta się "sko-ysz", butter mówi się  "ba-eer" i ... Cały słownik mogę tu wypisać bo nic nie brzmi jak brzmieć powinno. 

Tak, lubię to miasto. Lubię nocne podróże autobusem, lubię patrzeć na morze i statki stojące na redzie, lubię wygląd, lubie osobowość Aberdeen. Lubię wszystko 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz