środa, 21 stycznia 2015

"Moje dziecko będzie lekarzem..

..pilotem, architektem bądź prawnikiem." Słyszałam nie raz.
A mój syn będzie neurochirurgiem! Mamusia od dziecka chciała być neurochirurgiem, ale że mamusi życie pokrzyżowało plany i z neurochirurgii nici, to zrobię wszystko co w mojej mocy żeby pierworodny mój wybrał się na medycynę, koniecznie na tę specjalizacje.

A tak serio serio, to nie mam zielonego pojęcia kim będzie ten mały jeszcze człowieczek gdy dorośnie. Nie pozwolę by moje niespełnione ambicje wzięły górę i przejęły mój cel macierzyństwa. Nie chcę mieć wpływu na to kim będzię mój syn, a mam wpływ na to jakim on będzie człowiekiem. Uszanuję jego wolę. Będę bardzo dumna z każdej kariery, której drogą zdecyduje się podążać, czy to jako muzyk, sportowiec, ksiądz czy nawet kasjer w Lidlu.

Największą porażką wychowawczą będzie fakt, że moje dziecko robi coś wbrew sobie by tylko uszczęśliwić mamusię, Gdy zacznie jeździć konno nie z powodu wrodzonej sympatii do tych zwierząt, ale dlatego że ja jeżdżę i na bank będę zachwycona wspólnymi maneżami. Albo gdy jednak wybierze neurochirurgię, nie dlatego że ma chęć zajrzenia w ludzkie mózgi, a dlatego że skoro matka nie mogła, to on to zrobi.

Każdy człowiek, nawet ten najmłodszy ma prawo do swoich wyborów. Zaczyna się niewinnie. Od tego co zjeść na podwieczorek, później co na siebie włożyć, jakie hobby wybrać, poprzez szereg tym podobnych kończąc na wybraniu życiowej ścieżki, i partnera który będzie dreptał z nami tą samą drogą. Pozwolę brzdącowi wybrać sobie buty, i nie muszą być mega super praktyczne, muszą mu się podobać, i być wygodne. Ma do tego prawo, tak samo jak ma prawo wybrać co chciałby zjeść na obiad. I mimo cichej nadzieji że dziecię będzie chciało nauczyć się grać na gitarze, jeśli zapyta czy zapiszę go na balet - owszem, zapiszę. Będzie to dotyczyło jakichkolwiek spraw w których będzie mógł podjąć decyzję. I niech to będzie JEGO decyzja, nie moja. Pozwolę mu uczyć się na własnych błedach.

A skąd wiem że wybierze mądrze? I tutaj już zaczyna się moja rola - matki. Scenariusza nikt mi nie napisał, więc muszę improwizować. Sama pisać tę sztukę dzień po dniu. I to tak żeby w przyszłości dostać za to Oscara. No, przynajmniej Złotego Globa.
Zacznijmy od nauki życia w społeczeństwie. Przekazać synowi że każdego na starcie trzeba szanować, nie zależnie od wykonywanego zawodu, rangi społecznej czy orientacji seksualnej. Jeżeli ktoś zachowa się źle wobec słabszych osób bądź Ciebie samego, szacunek można stracić, ale nadal trzeba się wobec tej osoby zachowywać przyzwoicie. To samo dotyczy zwierząt, jako istoty słabszę, często zniewolone przez człowieka, należy otoczyć je ochroną i pomagać na możliwe sposoby. Nie mówię o znoszeniu kundli i dachowców do domu, ale sprawy codzienne nawet takie jak wspomaganie lokalnych schronisk, czy nie kupowanie jajek z klatkowanych ferm.
Nie wolno Ci podnieść na nikogo ręki moje dziecko, wyjatkiem jest obrona własna lub innych. Ale nawet od wyjątków są wyjątki, i zaklinam - niech Ci ręka przy samej dupie uschnie jeżeli uderzysz kiedykolwiek kobietę.
Bądź synu pracowity i sumienny, pamiętaj że najczęściej ciężka praca pozwoli Ci osiągnąć cele, a gdy już dotrzesz tam gdzie planowałeś, nieskromnie powiesz że to nie łud szczęścia a Twoja wytrwałość i uczciwość przyprowadziły Cię aż tutaj. Miej serce szeroko otwarte na potrzebujących, ale nie zamykaj oczu i nie bądź łatwowierny, nie raz nie dwa ktoś będzię chciał Cie wykorzystać, a wtedy pamiętaj, będę stała tuż za Twoimi plecami, szczerząc ostre jak brzytwa kły i czając się do ataku.
 Bądź po prostu dobrym człowiekiem dla tych co zasługują, a dla tych pozostałych pozwalam lub wręcz nakazuję Ci być czasem oschły i wredny.

I nie będę probować wpłynąć na jego życiowe wybory, aczkolwiek jeżeli zobaczę że postępuje źle, lub jeżeli jego decyzje kogoś ranią to zastrzegam sobie prawo złapania go za pysk, potrząśnięcia parę razy, i odrazu tak mu nagadać że zrezygnuje ze wszystkiego.

I jak tak teraz czytam moje powyższe wypociny to swierdzam że wygląda to trochę tak, jakbym chowała rozpieszczonego dzieciura. Chociaż w głębi duszy czuje że nie jest łatwo być moim własnym dzieckiem. I już się boję nastoletniego buntu Alexa kiedy zacznie mu się wydawać że "jest już dorosły" i matka może mu naskoczyć.
Bo oczywiście, jego wyborem jest czy na obiad ma ochotę na brukselkę czy fasolkę, ale "najpierw obiad potem deser" to jest złota zasada. A zasad trzeba przestrzegać, a już napewno moich. I na nowego pieska, kotka czy tam żyrafkę też się nie zgodzę. Tak samo jak nie pójdzie do kolegi zanim nie posprząta w pokoju (tutaj chyba śnię na jawie, bo które dziecko kiedykolwiek sprzątnie swój pokój) i nigdy z moich ust nie padnie "TAK" jako odpowiedź na pytanie "Mamo, mogę dzisiaj nie pójść do szkoły?"

Podsumowując, będę szanować decyzję mojego syna, dopóki nie robi jakichś głupot, i nigdy nie narzucę mu swoich własnych widzimisię. I oczywiście, będę z Niego dumna czegokolwiek nie postanowi.
A teraz się oddelegowywuję, idę się modlić co by mój synalek nie stwierdził któregoś pięknego dnia że on żołnierzem będzię, bo będzie mi wtedy naprawdę przykro że nie wolał siedzieć na kasie w Lidlu.



2 komentarze:

  1. Piękny post! Jestem tego samego zdania co Ty! Denerwuje mnie takie podejście rodziców co naciskają dzieci aby spełnić swoje marzenia. Mój tato mnie tak naciskał na szkołę - nie chciałam iść do tej co mnie pchał i mimo że miałam tam takiego doła to cieszył się że poszłam z samego faktu. Bez jego wiedzy przeniosłam się do innej, jak się dowiedział to był wściekły! I za każdym razem było tak samo jak słuchałam że nie robię tego co on chce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje! Mi jest żal tych dzieci, kiedy nie mogą robić tego na co mają ochotę, albo nie mają na to czasu bo matka zapisała je już na pływanie, taniec, gimnastyke, tenisa i łyżwiarstwo figurowe.
    I sama widzisz po swoim przykładzie że człowiek jest poprostu zmęczony próbując cały czas uszczęśliwić rodzica. Toć to nasz obowiązek uszczęśliwiać dziecko a nie na odwrót.

    OdpowiedzUsuń