środa, 7 października 2015

Jak to jest z tym pisaniem?

Od dziecka lubiłam czytać, i pisać też. Zanim jednak nauczyłam się czytać, już miałam opanowane recytowanie wierszyków Jana Brzechwy. Tych wiecie których:

Dzik jest dziki dzik jest zły, 
Dzik ma bardzo ostre kły..

Paliłam głupa że czytam, nie czytając, bo książka była odrócona do góry nogami. Ale było +100 do pochwał. Podstawówka jakoś minęła, ale nie za bardzo miałam szansę się tam wykazać. A potem przyszło mi iść do gimnazjum, i tam się rozkręciłam. Rozprawki, opowiadania, listy, charakterystyki, streszczenia, referaty.. To nawet nie były tak bardzo znienawidzone przez wszystkich gimnazjalisów prace domowe, a bliżej przyjemności. W ciągu dwoch przerw potrafiłam napisać kolegom którzy zapomnieli tego zrobić, spoko z 5 opowiadań, spoko na czwórkę, spoko dla nich wystarczające. 
Zbierałam najlepsze oceny z prac pisanych, wyróżnienia. Raz nawet miałam przeczytać Krzyżaków, no ale mi się nie chciało. Lubię czytać i przeczytałabym tak dla siebie, ale wtedy to było narzucone. Tak grać nie będziemy Panie Nauczycielu, co to to nie. 
Z kartkówki o znajomości treści książki "Krzyżacy" była piękna pała. A w następnym tygodniu była praca klasowa, charakterystyka Jagienki. Żeby było jasne, Krzyżaków nie tknęłam do tej pory, ale gdy nauczyciel ocenił wszystkie prace, stwierdził że najlepszą odczyta na głos. Po pierwszym zdaniu byłam pewna, że to moja. Dostałam 4. A co niektórzy po piątce, no, ale tylko moja odczytana na głos. Ależ wszczęłam atak. Okazało się że dostałabym najwyższą ocenę, ale sumienie facetowi takowej wystawić nie pozwala, bo obydwoje dobrze wiemy że lektura jak leżała nieprzeczytana, tak sobie dalej leży. Przeżyłam czwórkę, i jest świetnie, bo dodało mi to skrzydeł. 

Co nie jest zapisane, nie istnieje. 

Po gimnazjum była Akademia. Poszłam tam, nie potrafiąc porozumiewać się językiem który w tej szkole obowiązywał, co za tym idzie, nie brałam udziału we wszystkich zajęciach. Klasy, na które sie nie nadawałam ze względu na barierę językową, musiałam przesiadywać w bibliotece. Nudziłam się tam jak mops, więc pisałam, pisałam i pisałam.. Dla samej frajdy pisania. Nie zatrzymywałam moich wypocin, wszystkie lądowały w koszu. Ale musiałam sobie uprzyjemnić jakoś czas w tej bibliotece. 

Skąd więc pomysł na bloga? Otóż, odkąd urodził się mój syn, miałam milion przemyśleń, pomysłów planów i opini na różne tematy. Mam problem z ustną komunikacją. Jak jeszcze są to mi bliscy ludzie - jest ekstra, ale jak przychodzi do osób które znam mniej lub nie czuję sie przy nich pewnie to już jest problem. W głowie kłębią się zdania, ale jakoś nie mogę ich wypowiedzieć na głos. Ale napisać mogę, i chcę. Stąd ten blog. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz