poniedziałek, 19 października 2015

Ze śmiercią w roli głównej.

To jest straszne. Strata blskiej osoby, która bliska mi nie do końca była. Strata kobiety, którą podziwiałam. Kobiety silnej, odważnej, skrytej, ale bardzo dobrej, niezależnej, nieposłusznej i bardzo samodzielnej. Matki pięciorga dzieci, od której biła taka charyzma że nie dało Jej się nie szanować. Kobiety na którą się patrzyło i czuło się w niej autorytet - Kobiety walczącej.

Matka matki mojej matki. Matka czterech synów i jednej córki. I to ta jedyna córka trzymała ją za ręke w chwili śmierci.

"O tutaj stałam - mówi Córka - coś tam gotowałam, a Mama przy piecu siedziała i telewizję oglądała. Ciepło, bo w piecach przecież napaliłam, a Ona mnie woła. Podchodze a Ona chwyta mnie za rękę i mówi że moje ręce to takie ciepłe są, a Jej już nie, Jej są już zimne. Poszłam tam o, taki szalik gruby wzięłam, owinęłam Jej te ręce" 

Odruchowo spojrzałam na moją mamę, oczy mi się zeszkliły. Czy można opisać uczucie, kiedy przyjdzie Nam pogrzebać własną matkę? Wiem, że to się kiedyś wydarzy. Nikt nie jest nieśmiertelny, chociaż wydawałoby się że matki będą żyć wiecznie, od zawsze żyły przecież, odkąd My jesteśmy były nasze mamy. To się kiedyś skończy, taka kolej rzeczy. A co ja wtedy zrobie? Czy też ogrzeję mojej Mamie ręce grubym szalikiem?
Jedyne o co proszę, to żeby moja Mama w tej chwili nie cierpiała. Nie zniosłabym tej bezsilności, podobnie jak ona nie mogła znieść bezsilności gdy byłam chora i mnie bolało.

Śmierć jest straszna, ale się jej nie boję. Ani swojej and moich bliskich. Śmierć jest naturalna, nieunikniona. Pogódźmy się z tym. Rozmawiajmy o tym.



Dom. Stoi tu od XVIII wieku, może nawet dalej. Ma historię wyrytą w murach. Biorę wdech i czuję zapach istnień którym dał schronienie. Wsłuchuję się w cisze i słyszę co tu się wydarzyło. Jęki bólu, śmiech dzieci, płacz, krzyki, szczekanie psów. Ten dom jest nawiedzony. Nie mogę tego zobaczyć, usłyszeć czy dotknąć, ale wiem że nie jestem sama.
Weszłam tutaj jak gdyby nigdy nic. W pełni świadoma że babci już nie ma - umarła. Ale oglądam się, i nic się nie zmieniło. Ona nadal tu jest, nie jej ciało, ale Ona jest. Czuję to.

Siedzę teraz przy stole, w starej kuchni, jeszcze z piecem kaflowym zamiast kuchenki. Siedzę w tym samym miejscu kiedy siedziałam kiedy Babcia opowiadała mi o wojnie. Przeszła przez to piekło. Opowiadała o swoim mężu. Mówiła o Nim z taką troską i miłością, mimo że nie żył od wielu dekad. A gdy opowiadała, patrzyła zawsze w jeden punkt, tak jakby patrzyła wstecz, jakby któś jej puścił przed oczami film z jej własnego życia a ona była narratorem. Przeżywała wszystko raz po razie kiedy prosiłam "Babciu, opowiedz mi o wojnie.." Jej historie sprawiały że po całym ciele prechodziły ciarki, a Ona mówiła z takim spokojem.

Jest mi bardzo przykro że odeszła, ale z jej opowieści wiem że nie mogła trafić do miejsca gorszego niż była wcześniej, tu, na Ziemi. Wierzę, że jest teraz ze swoim mężem i braćmi, spełniona, z wykonaną misją tutaj na dole.
Nie umiera nikt to trwa w pamięci żywych, a moim obowiązkiej jest przekazanie kolejnym pokoleniom mądrości, które przekazała mi Ona.

Ku pamięci Matce matki mojej matki - Kobiety Walczącej. 

1 komentarz: